Pamiętacie te wszystkie kultowe sceny i teksty z Psów? No wiecie, na przykład te z paleniem Radomskich, ale jak pan major chce, to Franz ma Camele? Albo z tym pobiciem Nowego i „Co będę tak sam tu siedział”? A z „wyrwałem chwasta”? Z tymi podniosłymi tekstami uległych i ponętnych kobiet, muzyką Michała Lorenca i pluciem krwią? No, to to wszystko macie też w trzeciej części.
I tak by można w skrócie opisać ten film, bo tak na dobrą sprawę jest jednym wielkim mrugnięciem do widza, jest tym znajomym, który po trzecim piwku nagle zaczyna wspominać i mówi „Ty, a pamiętasz jak…”. I wszyscy się wtedy śmieją, bo każdy lubi przywoływać stare dzieje. Psy 3 to jeden wielki flirt, taka kokieteria, żeby nam powiedzieć „Patrzcie, tu o, ta scena, to jest identyko jak z poprzedniej części, dobre co nie?”. Pewnie, że dobre, tylko, że niestety zupełnie bez żadnej nowej jakości.
A może się wymądrzam? Może nikt tu nie oczekuje jakiegoś nie wiadomo jakiego pierdolnięcia? Bo niby, co by tu się miało stać? Tu jest wszystko co ma w sobie film sensacyjny – są pościgi, są wypadki, strzelają się też, przeklinają, a i seks też jest, bo i czemu nie. Czyli jest rozrywka. I ja się na tym filmie całkiem dobrze bawiłem. Szkoda, że cała ta fabuła jest dość prosta, mało skomplikowana, a nawiązanie do poprzednich części jest wręcz lustrzane – niektóre sceny są jak żywcem wyjęte z części pierwszej czy drugiej, tyle tylko, że osadzone w innym kontekście i występują już inni aktorzy.

Franz Maurer (Bogusław Linda wiadomo) wychodzi właśnie z więzienia, skończył odbywać dożywocie (zamienione na ćwiarę) za pięciokrotne morderstwo. I od razu, jeszcze nie zdążył zaciągnąć się wolnym powietrzem, dojeżdżają go ruscy. Że tam ojca mi zabiłeś kupę lat temu, ja tu teraz już wyrok na Ciebie wydałem, masz tydzień, przynieś mi wielką bańkę, to oszczędzę Twojego kumpla – coś w tym stylu, wiecie. No więc Maurer leci do Nowego (Cezary Pazura wiadomo), bo raz że nie bardzo ma gdzie iść, a dwa, że nigdzie go nie chcą. A, jeszcze pomaga mu dawny informator Panicz (Jan Frycz).
Wizyta Franza akurat zbiega się z dziwnym zaginięciem syna Nowego, którego ponoć zgarnęła policja, ale teraz się wypierają i że my nic, nic nie wiemy, pan przyjdzie później. W międzyczasie poznajemy też zupełnie nową postać, czyli Witkowskiego (Marcin Dorociński), uczciwego policjanta, idealistę, który czuje, że za jego plecami rozgrywa się jakaś nieczysta gra i będzie musiał opowiedzieć się po jednej ze stron. Jest takim dzisiejszym Serpico, który dobrze dojeżdża tych złych, ale w życiu nie brał, więc jest niewygodny. Jakimś cudem ścieżki tych trojga, Franza, Nowego i Witkowskiego krzyżują się i każdy z nich musi zawalczyć o siebie i o własną sprawiedliwość.

Celowo to zabrzmiało trochę jak z Psów, bo tego typu dialogów nie brakuje. To zresztą bardzo charakterystyczny element kina Pasikowskiego, żeby mówić do siebie w stylu: „Mam za sobą ważnych ludzi, a Ty kogo masz? A ja mam za sobą prawo!” albo „O co oni walczą? O sprawiedliwość”. Kurde, przecież w Polsce nikt nigdy nie używa sformułowań „Jesteś gliniarzem”, robią to tylko lektorzy w starych, amerykańskich filmach. Wszyscy wiemy, że nikt tak nie mówi, ale przymykamy na to oko. To taki rodzaj odpustu, jak nauczyciel odpuszcza wyjątkowo zdolnym uczniom i mówi „Dobra, masz szczęście, że jesteś niezły”. Wydaje mi się, że reżyser też jest tego świadomy i czasem nawet sam sobie żartuje z niektórych dialogów.
Nie wiem, czy Pasikowski będzie chciał zrobić jeszcze czwartą wersję, ale z pewnością ten film udowadnia, że mamy do czynienia ze schyłkiem tych historii sprzed wielu lat. Dzisiejsi bohaterowie z Franzem na czele są jak bohaterowie Irlandczyka. Niby nadal twardziele, ale w pewnym momencie zaczynacie się zastanawiać, czy oni pociągają alkohol z tych butelek a może jednak Biovital. Niby wszystko jest cacy, ale wiecie, mało kto wierzy w ten geriatryczny zryw po latach. I oni sami też już to wiedzą. „Nikogo już nie obchodzimy” mówi Franz do Nowego, tak jakby to miała być ich ostatnia akcja.
Psy 3 to film nierówny, w którym niektóre wątki są oczywistą kopią z poprzednich wersji, niektóre to ich zabawne lub miłe wspomnienia, a te nowe są opowiedziane szczątkowo, po łebkach, czasem urwane, niedopowiedziane. W ostatecznym rozrachunku w tej opowieści brakuje werwy, klimatu, pozostaje niedosyt. Chyba, że oczekujecie po prostu rozrywki. Do której nic nie mam.